Obserwatorzy

niedziela, 19 czerwca 2011

droga przez mękę

Strasznie kapryśny naszyjnik mi się trafił....Zapowiadało sie łatwo i przyjemnie, a okazało sie ze to była droga przez mękę. Do chwili wypalenia było wszystko w jak największym porządku. A potem zaczęły się schody....Kamień który sobie przygotowałam niestety juz nie zmieścił się w strefie dla niego przeznaczonej, oczywiście wiedziałam ze art clay sie kurczy, ale nie przewidziałam, ze aż tak. Zaczęło się szukanie zastępstwa :)
Znalazłam fajną fioletową druzę , która mieściła się między zawijasami, zlutowanie cargi to była bułka z masłem,ale dolutowanie jej do bazy to zupełnie inna bajka....Niby teoretycznie wiem co i jak, ale przy tej pracy ogromnie brakowało mi trzeciej ręki. Szczęściem dla mnie Piotrek zgodził się pomóc. I tak niezła to była gimnastyka, a o mało co nie skończyłoby się jakimś poważniejszym wypadkiem ( a tak tylko 2 oparzone palce u mnie i opalona z ,,włosia,, ręka u Piotrka). A to jeszcze nie koniec przygód. Wstawiłam do wygotowania w kwasku wisior i zajęłam się czymś innym, czyzby sks? calkiem zapomniałam o wisiorze i oczywiście spaliłam garnek, woda się wygotowała a ja jak wpadłam do kuchni mało nie padłam , bo oprócz gryzącego dymu w garnku zobaczyłam jedynie brunatną, tłustą maź, byłam przekonana ze szlag trafil moją pracę, ale nie....wisior ocałał, ale trzeba było go doczyscic.
Stąd wzięły się na nim rysy i jakies odpryski....W rzeczywistości przezntuje się o niebo lepiej, ale zdjęcia makro są jakie są i to na co nie zwróciłoby sie uwagi daje po oczach. Wierzcie, lub nie, ale te rysy i odpryski są mało widoczne,
 a na koniec kilka kwiatów z mojego ogródka "_
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...