Obserwatorzy

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Minął tydzień

Był to bardzo ciekawy tydzień, krótszy, bo pracowałam tylko trzy dni, ale wiele się działo....a po kolei to tak:
W poniedziałek zakończenie przedszkola i odcięcie pępowiny......:):):):) A od wrzesnia...witaj szkoło.Dziwnie się czuję patrząc, ze to juz moje najmłodsze kończy swój pierwszy etap. Czas jednak jest nieubłagalny...



Jakość zdjęć jest fatalna, ale niestety mam tylko te trzy, które w miarę się nadają, na innych widać głowy innych rodziców, które ciągle wchodziły mi w paradę :):):)

We wtorek miało być podsumowanie Rózanej wymianki, która zorganizowała Marysia
Hmmm, nie ukrywam ze trochę głupio się czuję, ponieważ nie dostałam wymiankowej przesyłki, a co dla mnie chyba ważniejsze....słowa wyjaśnienia od osoby, która mnie wylosowała. Jestem w stanie zrozumieć że coś poszło nie tak, ktoś nie mógł zdążyć, bo rózne sytuacje się zdarzają, ale zwykłe ,,przepraszam,, nie zajmuje wiele czasu ....
Ja wylosowałam Kasię
Chyba u niej na blogu znajdziecie więcej zdjęć, ale moje prezenciki to:

ze spękań byłam baaardzo zadowolona :):):):)
i ostatnia część wpisu, a w zasadzie fotorelacja z wyjazdu, wyjazdu w bardzo ciche, prawie dzikie miejsce....niestety pogoda pozostawiła wiele do życzenia, ale można tam odpocząć, wsłuchując  się w plusk wody, śpiew ptaków, patrząc na troszkę surową przyrodę, wdychając zapach wody i różnych traw.

niedziela, 19 czerwca 2011

droga przez mękę

Strasznie kapryśny naszyjnik mi się trafił....Zapowiadało sie łatwo i przyjemnie, a okazało sie ze to była droga przez mękę. Do chwili wypalenia było wszystko w jak największym porządku. A potem zaczęły się schody....Kamień który sobie przygotowałam niestety juz nie zmieścił się w strefie dla niego przeznaczonej, oczywiście wiedziałam ze art clay sie kurczy, ale nie przewidziałam, ze aż tak. Zaczęło się szukanie zastępstwa :)
Znalazłam fajną fioletową druzę , która mieściła się między zawijasami, zlutowanie cargi to była bułka z masłem,ale dolutowanie jej do bazy to zupełnie inna bajka....Niby teoretycznie wiem co i jak, ale przy tej pracy ogromnie brakowało mi trzeciej ręki. Szczęściem dla mnie Piotrek zgodził się pomóc. I tak niezła to była gimnastyka, a o mało co nie skończyłoby się jakimś poważniejszym wypadkiem ( a tak tylko 2 oparzone palce u mnie i opalona z ,,włosia,, ręka u Piotrka). A to jeszcze nie koniec przygód. Wstawiłam do wygotowania w kwasku wisior i zajęłam się czymś innym, czyzby sks? calkiem zapomniałam o wisiorze i oczywiście spaliłam garnek, woda się wygotowała a ja jak wpadłam do kuchni mało nie padłam , bo oprócz gryzącego dymu w garnku zobaczyłam jedynie brunatną, tłustą maź, byłam przekonana ze szlag trafil moją pracę, ale nie....wisior ocałał, ale trzeba było go doczyscic.
Stąd wzięły się na nim rysy i jakies odpryski....W rzeczywistości przezntuje się o niebo lepiej, ale zdjęcia makro są jakie są i to na co nie zwróciłoby sie uwagi daje po oczach. Wierzcie, lub nie, ale te rysy i odpryski są mało widoczne,
 a na koniec kilka kwiatów z mojego ogródka "_

czwartek, 9 czerwca 2011

Nawałnica i znów art clay

Jeszcze dziś cieszyłam się że mimo zapowiedzi, burze i  nawałnice szczęśliwie nas omijały. Rano wyjeżdżając do pracy nic nie wskazywało na to co będzie za kilka godzin. Dzięki Bogu u mnie obyło się bez strat, niestety u taty juz tak dobrze nie było. W ciągu kilku minut podwórko zamieniło się w jakis zbiornik wodny, podmyło nawet budę z psem. Woda sięgała rejestracji samochodu, dostała się do środka, dywaniki przemoczone, jakas masakra. Śliwka minęła samochód o kilka centymetrów. Całe centrum miasta ponad godzinę było sparaliżowane, bo wszędzie studzienki nie nadążały zbierać wodę i musieli ją wypompowywać strażacy.
Juz teraz wiem, jak się czują ludzie, którzy wciągu kilku -kilkunastu minut tracą wszystko....
Na koniec mój nowy art clayowy naszyjnik....

niedziela, 5 czerwca 2011

5.40 na tarasie

jak ja uwielbiam takie poranki,
ciepły wiaterek, swiergolenie ptaków, zapach kwitnącej akacji, spokój, sielsko,prawdziwe wytchnienie
Mogłabym tak spędzać kazdy ranek, planując co powinnam zrobić, jak i dlaczego.....
Nawet ta bardzo wczesna pora nie zepsuła mi humoru..
mogę uznać ze sezon na różę został otwarty,
nie zdążyłam nic zrobić z kwiatów akacji, ale róży nie daruję :):):)

zrobiłam różany cukier- obłędny zapach!!!
oraz napój- woda różana, jaka mozna spotkać na blogach- ja widziałam  tu ale wzbogacona liśćmi mięty, którą uwielbiam i teraz mam swój prywatny miętowy raj :):):)Ja nie odcedzałam zaparzonych płatków, zostawiłam i nawet podjadam sobie jak wpadna do szklanki :):)
Zrobiłam tez konfiturę, ale niestety bez zdjęć, moze kolejnym razem nie zapomnę :)
A teraz pokażę coś, co zrobiłam jeszcze przed wyjazdem, ale chyba nie miałam okazji pokazać
art clay i łezka bursztynu :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...