Ubiegły piątek absolutnie nie nalezał do nudnych dni :) Mieliśmy odwiedziny, w które wcale nie chciałam uwierzyć swojemu dziecku. Przygoniła mnie po obiedzie z ogródka do domu ,opowiadając, ze w salonie latał nietoperz :). Oczywiście wierzyć mi sie nie chciało, ale dla jej spokoju, bo zagroziła, ze nie będzie spała w domu tylko u kolezanki, uzbrojona w szczotkę, i kaptur na głowie, obeszłam cały dom dookoła, niestety , śladu gościa nie było....Poszliśmy spać dość późno, ok północy i jeszcze nie zdążyłam usnąć, jak mnie poderwał krzyk Oli, a więc znów wycieczka po kazdym z miejsc, zapalanie gaszenie światła, po jakimś kwadransie, zauwazyłam jednak jakis ruch na szczycie klatki ....Wyibraźcie sobie moje ogromne zdziwienie, jednak był, mały nie wiem czy młody, bo po raz pierwszy widziałam na żywo tego ssaka.
siedział sobie spokojnie w najwyzszym punkcie klatki schodowej :)
Narada wojenna nie trwała długo, sama akcja wypuszczenia na wolność trochę dłuzej, widocznie spodobała mu się nowa miejscówka i nie zamierzał się ,,wyprowadzić .
Jest chyba znawcą sztuki, bo oglądał obrazy :)
ale koniec konców, został wyprowadzony w plastikowym wiaderku na taras, i poleciał w noc....
Do dziś się zastanawiamy jak dostał się do domu ...
A na froncie robótkowym tez trochę się dzieje, nie pokazywałam chyba kartki na dzień Mamy.
a przy okazji powstało kilka innych :)
no i kilka nowych biżutków :)
na potrzeby sesyjne starszego dziecka